Autor: |
Tamara Florczak |
E-mail: |
|
Data: |
poniedziałek, 7 marca 2011 14:25:29 |
Witam,
Odświeżam ten stary temat, ponieważ nadarzyła się okazja, aby dopisać ciąg dalszy mojej przygody z Coel. cristata. Otóż od mniej więcej 2. tygodni mam przyjemność podziwiać pierwsze kwitnienie Coelogyne cristata var hololeuca. W tym miejscu przesyłam gorące pozdrowienia Ani Wojturskiej-Dudzie, dzięki której spełniło się moje storczykowe marzenie i jeszcze pod koniec 2006 roku kolekcję wzbogaciłam o tę orchideę. 
Poniżej zdjęcia tej rośliny. Jej 'wczoraj i dziś':


i kilka zbliżeń jej śnieżnobiałych i, proszę mi wierzyć na słowo, wonnych kwiatów:





Zapach kwiatów nie jest intensywny, ale może to i dobrze, bo w nucie głowy zalatuje mi on... kocim moczem. No cóż: 'nobody's perfect", na szczęście wygląd kwiatów rekompensuje tę przypadłość. 
Wracając do opisywanej 5 lat temu Coelogyne cristata dodam, że jeszcze przez 2 sezony trwała ta sielanka uprawowa. Storczyk rósł zdrowo i radośnie i cieszył oczy swoimi kwiatami. To jego ostatnie uwiecznione kwitnienie, a właściwie jego fragment 

Jak wspomniałam powyżej orchidea rosła sobie ochoczo, więc nadszedł nieunikniony moment, aby ją przesadzić do większego pojemnika.
Zwykle i zwykłe kwiaty przesadzam w pojemniki o rozmiar, no może wyjątkowo o 1,5x większe od dotychczasowego, a w tym przypadku wykazałam się niebywałą przebiegłością i sprytem , bo to niby miała być oszczędność czasu (zanim roślina wypełni pojemnik minie dobrych kilka lat) i mniejszy stres dla storczyka, bo będzie rzadziej przesadzany, więc od razu zaserwowałam kosz 3 razy większy i głębszy od poprzedniego. (Chyba wizja pokazanych w tym temacie kwitnących miednic Coelogyne tak ograniczyła u mnie poczucie rozsądku ). Jak się można domyślać efekt tego był mizerny. Prawie połowa rośliny zgniła, bo podłoże, pomimo tego, że przepuszczalne, nie wysychało wystarczająco pomiędzy kolejnymi podlewaniami. Nie było to problemem w lecie, ale okazało się zabójcze, gdy przyszły jesienne chłody.
Aby skrócić sobie męki pisania (a Państwu czytania ) powiem tylko, że Coel. cristata okazała się być na tyle silną rośliną, że przetrwała ten eksperyment. Potrzebowała trzech lat na to, aby się odbudować.
A kwitnienie? Dzięki tej historii chyba wiem, gdzie leży problem z jego brakiem.
Zaprezentowaną dzisiaj Coelogyne cristata var hololeuca i tą 'starą' cristata uprawiam w tych samych warunkach: przesadzone były w tym samym dniu, mają dokładnie to samo podłoże, wychodzą na dwór i wracają na zimę w tym samym czasie, wiszą na tym samym oknie... Pozornie wszystko jest tak samo. Jedyna różnica to pojemniki, w których rosną. Hololeuca posadzona jest do płytkiego koszyka. Zasadniczo to zdecydowana jej większość wisi poza nim, bez podłoża. Cristata pozostała w tej przydużawej 'miednicy' wyścielonej matą kokosową i pomimo tego, iż podlewam ją 3 razy rzadziej niż krewniaczkę, widocznie nadal ta masa podłoża, w którym rośnie nie wysycha wystarczająco dobrze, aby storczyk zechciał zakwitnąć. Jeżeli najbliższy sezon i drastyczniejsze suszenie nie przyniesie zmiany, będę musiała wrócić do przyciasnych, ale bardziej przewiewnych koszyków. Czy jest to właściwy trop (sądzę, że tak) opowiem o tym za kolejnych 5 lat
A tak przy okazji skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jestem ciekawa , jak potoczyły się losy Państwa Coelogyne?...
Pozdrawiam serdecznie,
Tamara Florczak
PS. Znalazłam też sposób na depresję i to nie tylko zimową, ale to już temat innej bajki i zdecydowanie nie na to forum |
|
|