Temat: |
Re: Coelogyne lactea |
Autor: |
Lidia Aniśkowicz |
E-mail: |
lidia@aniskowicz.pl |
Data: |
czwartek, 12 kwietnia 2007 21:52:42 |
Ja też przepraszam Sandrę, mam nadzieję, że dzielnie zniesie tę naszą pogawędkę.
Kynolog - tak, to wyjątek. Ale pamiętam dawno, dawno temu dyskusje językoznawców, co z tą "kynologią" i "kynologiem" zrobić. Zostawili je w końcu... Argument Clintona nie jest dla mnie argumentem. Zresztą on sam pisze delikatnie (I suppose...) . Kapturzyk jest dla mnie OK. Funkcjonuje w naszym języku, choć popularności nie zdobył. Zasad dotyczących nazw pochodzących od nazwisk nie mieszałabym z tymi dotyczącymi zwykłych nazw botanicznych, bo to insza inszość. Od nazw i ich wdrażania do języka są odpowiednie instytucje, choćby Rada Języka i nie nam przy tym manipulować. Nie czuję się upoważniona. Reguł językowych staram się przestrzegać, toteż z całą pewnością będę mówić "celogyne" lub "celogine" , a "kelogyne" i na wszelki wypadek "kipripedium" będę zwalczać wszelkimi dostępnymi środkami .
Pozdrawiam,
Lidia |
|
|
|