Autor: |
Gosia |
E-mail: |
veroart@onet.eu |
Data: |
wtorek, 27 maja 2008 21:45:08 |
Te wściekłe mszyce na mojej leszczynie przelazły od sąsiadki, która stosuje metodę "nie pryskania mszyc chemią" w celu zapewnienia swobody populacji biedronek
Pasą sie u niej całe stada biedronek i kózek. Pobliskie drzewa zamieszkują zimą całe watahy sikor(tudzież innego ptactwa) i u mnie ptaszyn przeróżnej maści nie brakuje.
Wychowaliśmy nawet w zeszłym roku jednego, nieopierzonego jeszcze do końca, porzuconego a raczej wyrzuconego z gniazda ziębę - (fakt uwielbiam ptaszęta i cudnie cieszą oczy i uszy) Jednak mszyce na brzozie sąsiadki jak były od lat tak i są w tym roku. Kapią swobodnie na ubrania, plamią meble ogrodowe, które są całe lepkie od ich rosy i młócą nagminnie jej róże, czasami i moje
Ale takiej plagi jak w tym roku na żadnym drzewie nigdy nie miałam ! gałązki oblepione obrzydliwie, dziurawe, przeżółkłe liście. I to wszystko nad moimi storczykami!
Dziś rozpoczęłam walkę z zielonym najeźdźcą mojego ogrodu.
Storczyki też zostały delikatnie, zapobiegawczo pryśnięte Confidorem ...
o sobie nie wspomnę (wiało z deka), żadna mszyca mnie nie ruszy do następnej wiosny na 100%
Gorzej tylko z kotami, bo jakoś na nie oprysków nie ma, a chyba im sie moje śliczności spodobały

P.S.jedyny oprysk tolerowany przez mojego kocura 

|
|
|