Storczyki mam od około dwóch lat i do niedawna żyłam w przekonaniu, że zajmowanie nimi całkiem dobrze mi idzie (nie licząc małych wypadków wynikających z nadgorliwości i nadmiernej ciekawości). Wszystko do czasu, aż odwiedziłam waszą stronę i pooglądałam sobie jak powinny wyglądać zdrowe korzenie. Wyciągnęłam sobie moje Ph. z doniczek i się załamałam. Większość korzonków była zgnita mimo, iż podlewałam je raz na tydzień-niestety kranówą (czasem rzadziej), były w dość przewiewnym podłożu (jak mi się wydawało).Poobcinałam chore korzonki i tak jak wyczytałam włożyłam je do keramzytu tylko nie wiem czy mam je podlewać czy nie a jeśli tak to jak często i czym. Czy jeszcze da je się uratować ... Dwa ostatnie korzenie to w zasadzie ten sam. Chciałam urwać zasuszony liść i urwałam wszystkie . Czy da się jeszcze coś z tym zrobić???
Napiszcie proszę jak mam wyjść z tego, bo mój chłopak zapowiedział, że dopóki nie uratuję tych storczyków to nie dostanę już żadnego innego biedaka na zmarnowanie .
Zeby nie było, że te moje kwiatki to zawsze tak źle wyglądały przesyłam kilka zdjęć z lepszych czasów
Pozdrawiam. Ania